Tragiczny mecz na tragicznym boisku.
Klęską zakończyło się nasze niedzielne starcie z drużyną KS Gręboszyce. Poziomem gry dostosowaliśmy się do stanu murawy i choć nadal jesteśmy liderem, ekipa Perły Węgrów cały czas depcze nam po piętach. Po słabym spotkaniu przegrywamy w Smolnej 1:2.
Horoszczuk - Lobka, Zaborek (C), Hawrylak, Nawrocki - Morawski, Krzemiński, Lewalski, Lis - Kowalski, Lubański
z ławki weszli: Behrendt, Leśnicki, Leib
To był dziwny mecz. Przez zdecydowaną większość spotkania staraliśmy się grać piłką i udowodnić, że pod względem kultury gry bez wątpienia górujemy nad rywalami, którzy plasują się mniej więcej w środku ligowej stawki. Fakty są jednak takie, że wszelkie próby starannego konstruowania akcji zazwyczaj kończyły się fiaskiem, a nasi rywale pod bramkę strzeżoną przez Horoszczuka przedostawali się bardzo prostymi środkami.
Kiedy my próbowaliśmy stwarzać sobie klarowne sytuacje, zawodnicy z Gręboszyc po prostu to robili. Pierwszą doskonałą okazję do zdobycia gola gospodarze mieli już na samym początku spotkania, kiedy to o dramaturgię postanowił zadbać arbiter. Jeden z naszych rywali przewrócił się z głodu, a sędzia, ewidentnie zawiedziony postawą duetu Zaborek & Nawrocki, którzy powinni nakarmić strudzonego wędrowca, podyktował rzut karny. Na szczęście, jego klubowy kolega okazał się człowiekiem niezwykle honorowym i przestrzelił.
Cała pierwsza połowa wyglądała podobnie - my chcieliśmy grać w piłkę, a gospodarze dochodzili do dobrych sytuacji strzeleckich. Szybki napastnik Gręboszyc już w pierwszej połowie mógł skompletować hat-tricka, jednak do siatki trafił raz, tuż przez zakończeniem pierwszej części gry. Warto nadmienić, że brzydki obraz meczu dopełniały nieustanne dyskusje, faule i kartki. Do przerwy 0:1, ale wierzyliśmy, że ten mecz jest do wygrania.
I był. Bardzo szybko napór z naszej strony poskutkował... kolejnym błędem sędziego. Mateusz Lubański wykorzystał sytuację i nadział się na nogę jednego z obrońców KS-u Gręboszyce, co koniec końców okazało się wystarczającym powodem, aby w tym meczu podyktować drugi mocno naciągany rzut karny. W tej sytuacji wykonawca stałego fragmentu gry był jednak znacznie bardziej skuteczny - Miłosz Krzemiński wyrównał stan rywalizacji, a my czuliśmy, że kolejne gole to kwestia czasu. Tym bardziej, że na boisku zrobił się więcej miejsca, bowiem kilka minut wcześniej sędzia pokazał czerwoną kartkę jednemu z rywali oraz Kubie Lewalskiemu.
Przez dobre 15-20 minut gra toczyła się wyłącznie na połowie rywali, jednak fakty są takie, że nie przełożyło się to na jakąś wybitnie satysfakcjonującą liczbę klarownych sytuacji. Co prawda gol na 2:1 dla Długołęki wisiał w powietrzu przez cały czas trwania naszego naporu, ale... no cóż, piłka nożna to sport wyjątkowy, bo nieprzewidywalny, i dokładnie tak było w tym przypadku. Jeden kontratak Gręboszyc, jeden błąd naszej obrony, gol, znowu przegrywamy.
Do końca meczu próbowaliśmy wyrównać, często najprostszymi środkami. I choć Wiktor Behrendt trafił w poprzeczkę, swoją sytuację miał Kamil Lis, to gola zdobyć się nie udało. Warto wspomnieć również o tym, że końcówka meczu była wyjątkowo brzydka - sędzia co chwilę wyciągał z kieszeni kartki, "nagradzając" graczy oby drużyn nie tylko za faule, ale też za obelgi, przepychanki i inne niepotrzebne zachowania.
Finalnie ulegliśmy 1:2, ale wciąż jesteśmy liderem. Rywalom gratulujemy, życzymy powodzenia i czekamy na rewanż, a nam nie pozostaje nic innego, jak wygrać za tydzień i zakończyć rundę w dobrych humorach.
Komentarze