Trafiła kosa na Kamień i... sobie z nim poradziła

Trafiła kosa na Kamień i... sobie z nim poradziła

Niedzielne derby pomiędzy zespołami z Długołęki i Kamienia mogły mieć tylko jednego faworyta - gospodarze od samego początku rundy rozbijają kolejnych rywali, natomiast goście przyjechali do nas jako czerwona latarnia ligi. Okazało się jednak, że mecze derbowe rządzą się swoimi prawami, a punktów bez walki nikt nam w B-klasie nie odda. Na całe szczęście, finalnie podołaliśmy wyzwaniu i trzeba przyznać, że 3:0 to bezwzględnie najniższy wymiar kary.

Horoszczuk - Morawski, Kochański, Zaborek, Nawrocki - Lis, Leśnicki, Hawrylak, Behrendt - Skorupa, O. Lobka

z ławki weszli: Leib, Lubański, Lewalski, Sawa, Budzowski, Zhurba

Od pierwszych minut spotkania to my dyktowaliśmy warunki, a świadomość różnicy klas podpowiadała, że musimy jak najszybciej rozpocząć strzelanie w tym meczu. Nie od dziś wiadomo, że w takich meczach czas działa na niekorzyść faworyta i im później trafia on do siatki, tym więcej nerwów czeka go w danym starciu. Pomimo znacznej przewagi w posiadaniu piłki, przez trzy kwadranse przed przerwą nie stworzyliśmy sobie wielu klarownych sytuacji. Najlepszych nie wykorzystał Kamil Lis - za pierwszym razem trafił w słupek, za drugim zaś nie sięgnął piłki po dobrym dośrodkowaniu z lewej strony.

Zdecydowanie najwięcej problemów defensywie gości sprawiali nasi skrzydłowi - Kamil Lis i Wiktor Behrendt. Obaj nieustannie nękali rywali, jednak autobus w polu karnym rywali skutecznie uniemożliwiał im ulokowanie piłki w siatce. Czymże jednak jest nawet najdzielniejszy autokar wobec czołgu, który od jakiegoś czasu demoluje kolejnych spotkanych na swojej drodze przeciwników? Alianci mieli Shermany, Niemcy atakowali Pantherami, a Długołęka... no cóż, Paweł Skorupa to w ostatnich meczach broń doskonała. Pierwszy tak precyzyjny czołg krótkolufowy bez wahania wykorzystał zamieszanie w polu karnym i otworzył wynik derbów tuż przed gwizdkiem zwiastującym przerwę.

Parafrazując utwór znanej i lubianej formacji Perfect - ze sceny najlepiej zejść niepokonanym, więc Paweł na drugą połowę już nie wyszedł. Trener Krzemiński przeprowadził zmianę, która udowadnia, że w każdej szanującej się B-klasowej drużynie w linii ataku musi znajdować się przynajmniej jeden kołek bez koordynacji. Skorupę zastąpił Lubański, ponadto plac boju opuścił Morawski, a jego miejscu pojawił się przeżywający już co najmniej dziewiętnastą młodość Dawid Leib.

Druga część meczu wyglądała tak samo - atakowaliśmy, momentami biliśmy głową w mur, a w decydujących momentach byliśmy wybitnie nieskuteczni. Znów najwięcej dobrego robił duet Lis & Behrendt, jednak i tym razem brakowało przełożenia miażdżącej przewagi na efekt w postaci bramek. Na całe szczęście, w międzyczasie na boisku zameldował się nasz prezes, filantrop, gwiazdor, podróżnik i człowiek wielu innych talentów - Kuba Lewalski. Chodzą słuchy, że kiedy tuż przed meczem pozostali zawodnicy motywowali się słuchając playlisty Miłosza Krzemińskiego, Kuba bez przerwy włączał sobie hit Youtube'a - DAJ KAMIENIA - dzięki czemu na murawie stawił się pewny siebie i niezwykle groźny.

Nie byłoby jednak bramki na 2:0, gdyby nie Dawid Leib, który postanowił wybrać się na slalom-gigant. Quaresma z Długołęki wjechał w pole karne gości niczym Rafał Kluska do monopolowego i Mateusz Lubański na SOR, minął trzech rywali i wyłożył piłkę wspomnianemu wcześniej Lewalskiemu. Kuba doskonale obrócił się z obrońcą na plecach i strzałem z kilku metrów nie dał najmniejszych szans golkiperowi Kamienia. 2:0, w tym momencie wiedzieliśmy już, że w tym meczu po prostu nie możemy stracić punktów. Tym bardziej, że w międzyczasie świetną interwencją popisał się Mateusz Horoszczuk, broniąc jedyny groźny strzał GKS-u w niedzielnym starciu.

Gol na 3:0 to trafienie Mateusza Lubańskiego, ale tu należy wyróżnić przede wszystkim doskonałe dośrodkowanie z prawej strony kolejnego ze zmienników - Wojtka Budzowskiego. Do końca meczu to my kontrolowaliśmy przebieg wydarzeń boiskowych, stwarzaliśmy sobie groźne sytuacje i po prostu lepiej graliśmy w piłkę. Bramek mogło być znacznie więcej, jednak najistotniejsze, że udało nam się zrobić kolejny ważny krok w stronę awansu. Cieszy także czyste konto Mateusza Horoszczuka i naszej linii defensywnej, o której w tym tekście nie było wcześniej pół zdania, co najlepiej świadczy o tym, jak rewelacyjnie się spisywała.

Mamy też prośbę do naszych kibiców - jeśli ktoś posiada wystarczające kompetencje, żeby zespawać spojenie bramki, bylibyśmy wdzięczni. Okazało się, że o ile lewa noga Łukasza Sawy po prostu zabija, o tyle prawej boi się chyba sam Łukasz. Po tym strzale zatrzęsła się nie tylko poprzeczka, ale i ziemia.

Rywalom dziękujemy za spotkanie - niektórzy kibice pewnie spodziewali się dwucyfrówki, a wy udowodniliście wszystkim, że tanio skóry nie zamierzacie sprzedawać. Powodzenia w następnych meczach.

Na koniec chcielibyśmy życzyć szybkiego powrotu do zdrowia Kamilowi Gąsowskiemu - trzymamy kciuki, czekamy na dobre wieści i nie możemy się doczekać, aż wrócisz do treningów. Jesteś nam potrzebny!

Zapraszamy do relacji wideo:

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości