Perła obalona trzema szybkimi strzałami
Mecz z Perłą Węgrów zapowiadał się na prawdziwą wojnę. Drużyna Długołęki do rundy wiosennej przystąpiła nieco osłabiona - w kadrze na pierwsze spotkanie nie znaleźli się choćby Lis, Zaborek, Morawski czy Gąsowski. Ponadto, wyniki w sparingach były dalekie od ideału i wydawało się, że starcie na szczycie Grupy IV wrocławskiej B-klasy będzie wyjątkowo trudnym sprawdzianem. Okazało się jednak, że podopieczni Miłosza Krzemińskiego potrafią obalić Perłę nie tylko w piątkowy wieczór.
KS Długołęka 2000 3:0 (1:0) Perła Węgrów
bramki: Lewalski, Lubański, Kowalski
Mirzoian - Lobka, Hawrylak, Nawrocki, Kluska - Behrendt, Ryło, Lewalski (C), Krzemiński - Kowalski, Lubański
z ławki weszli: Leśnicki, Sawa, Skorupa, Kochański, Leib, Zhurba
Do spotkania podeszliśmy ze świadomością, że trzeba nastawić się na typowy mecz walki o każdy centymetr boiska. Trener Krzemiński postawił na zawodników wręcz stworzonych do walki na produkcie murawopodobnym, bo tak trzeba nazwać boisko w Długołęce. Ryło, Lewalski, Lubański, Hawrylak, Nawrocki czy Kowalski to gwarancja niezbędnych w takich warunkach kilogramów - i choć nie wszystkie z tych kilogramów to kilogramy wskazane w przypadku sylwetki sportowca, to jak się nie ma co się lubi...
Początek należał do nas, choć nie ma co ukrywać, tiki-taka to to na pewno nie była. Najbardziej uniwersalna taktyka w historii piłki nożnej - laga, głowa, laga, przebitka, laga - okazała się być taktyką obu drużyn na pierwszą połowę spotkania. Składnych akcji było jak na lekarstwo, a największe zagrożenie stwarzaliśmy po stałych fragmentach, świetnie egzekwowanych przede wszystkich przez braci Pier... Golec, czyli Rafała Kluskę i Pawła Ryło. Goście odpowiadali głównie kontratakami i po jednym z takowych kapitalną interwencją w sytuacji sam na sam musiał popisać się Arsen Mirzoian.
Dość szybko odpowiedzieliśmy w stylu, jaki przystoi tylko najbardziej wyważonym drużynom na ligowych boiskach - laga Rafała Kluski z rzutu wolnego trafiła pod nogi Pana Prezesa, ten zachował spokój charakterystyczny dla Dalajlamy podczas drzemki i umieścił piłkę w siatce uderzeniem z gatunku "leci i płacze". 1:0, a Kuba Lewalski po raz kolejny udowodnił, że służą mu wakacje opłacane z dobrowolnych składek na cele statutowe.
W przerwie nikt nie próbował wymyślać prochu na nowo - każdy miał świadomość, że to spotkanie nie należy do najładniejszych, ale liczy się wynik, a ten był po naszej stronie przede wszystkim ze względu na tytaniczną pracę, jaką wykonali wszyscy gracze wyjściowej jedenastki. W tym miejscu wręcz trzeba pochwalić Wiktora Behrendta - szybki jak starzenie się Pawła Skorupy, nieobliczalny jak Rafał Kluska w piątkowy wieczór, dynamiczny niczym proces myślowy Arsena Zhurby. Wiktor był po prostu nie do zatrzymania dla obrońców Perły. Ilość stałych fragmentów gry, które mogliśmy wykonywać dzięki temu sympatycznemu gołowąsowi, jest prawdopodobnie niepoliczalna.
Druga połowa przebiegała dokładnie tak, jak założyliśmy sobie w przerwie - zawodnicy Perły rzucili się do ataku, wiedząc, że ewentualna porażka w tym meczu może w znaczący sposób oddalić ich do upragnionego awansu. My nastawiliśmy się na kontrataki, ale... no właśnie, jeśli kontratak definiujemy jako "szybki atak", to z Lubańskim na szpicy mogliśmy co najwyżej szybko wracać do obrony. Na szczęście nasza defensywa w niedzielne popołudnie spisywała się bez zarzutu, a duet Hawrylak-Nawrocki będzie śnił się napastnikom Perły jeszcze długo.
Najlepszą sytuację zmarnował wspomniany Lubański, którego kapitalnym podaniem obsłużył Wiktor Behrendt. Do ciekawostek należy fakt, że jedynym atutem ML45 jest podobno doświadczenie, dlatego ten postanowił oddać najbardziej bezsensowny strzał w historii piłki nożnej, będąc faulowanym od tyłu w polu karnym. Jeśli naszym kibicom wydaje się, że nic nie jest w stanie ich zaskoczyć, niech ktoś potrzyma piwo Mateuszowi. Oby tylko nie był to Rafał.
Przypadek sprawił, że jedyny człowiek oficjalnie zameldowany na oddziale ortopedycznym jakimś cudem zrehabilitował się za powyższe pudło. Po świetnie przeprowadzonej kontrze prostopadłym podaniem popisał się Paweł Ryło, a Lubański precyzyjnym uderzeniem podwyższył prowadzenie zespołu z Długołęki. Na trybunach zapanowała radość na tyle dzika, że najbardziej rozemocjonowani fani na dobre pół minuty odstawili słonecznik. 2:0, byliśmy już bardzo blisko upragnionego tryumfu.
Mecz walki nie mógłby być tak nazywanym, gdyby nie doszło do minimum jednej przepychanki. Daniel Kowalski, który, o czym trzeba wspomnieć, trenował kiedyś bijatyki, wszedł w klincz z bojowo nastawionym defensorem z Węgrowa. Kiedy wydawało się, że na boisku dojdzie do istnej rzezi, interweniować postanowił ostatni sprawiedliwy - Łukasz Sawa. Zrobił to w sposób na tyle spektakularny, że sędziemu pozostało już tylko machnąć na to ręką, zrezygnować z rozdawania kartek i udawać, iż nic się nie stało.
Spotkanie na szczycie zabiło trafienie rozjuszonego Kowalskiego, któremu asystę zapewnił po raz kolejny Paweł Ryło. Znakomite zwieńczenie świetnej kontry i doskonałe podsumowanie rewelacyjnego występu naszego środkowego pomocnika. 3:0, ulubieniec lokalnej społeczności z trafieniem, dziękujemy, można się rozejść.
Reasumując, możemy być z siebie dumni. Nasi rywale postawili bardzo trudne warunki, zagrali twardo, nieustępliwie i mieli swoje okazje. Z tego miejsca serdecznie dziękujemy za niedzielne starcie, bo, pomimo stawki spotkania, było ono toczone w naprawdę przyjaznej atmosferze. Życzymy powodzenia w kolejnych meczach i liczymy na to, że obie drużyny awansują do A-klasy, gdyż taka możliwość w teorii istnieje!
Za tydzień kolejny ciężki bój - tym razem wybieramy się do Pawłowic na mecz z drugim zespołem tamtejszego Orła.
Komentarze