Długołęka liderem, wszystko w naszych rękach!

Długołęka liderem, wszystko w naszych rękach!

Mnóstwo walki, sporo szczęścia, kilka kontrowersyjnych decyzji sędziego, wspaniali kibice, piękna pogoda i wynik, dzięki któremu KS Długołęka 2000 zameldowała się na fotelu lidera ligowej tabeli - dzisiejsze spotkanie na szczycie zagwarantowało absolutnie wszystko, czego oczekuje się od prawdziwych szlagierów. Dziś nie interesują nas pretensje ze strony rywala czy momenty, w których nasza gra nie zachwycała. Dziś świętujemy zwycięstwo w niezwykle zaciętym boju z liderem. Zwycięstwo, które pozwoliło nam wyprzedzić zespół Piasta i sprawić, że losy awansu są wyłącznie w naszych rękach.

skład: Mirzoian - Morawski, Nawrocki, Urbańczyk, Gąsowski - M. Krzemiński, Hawrylak, Zaborek, Sawa, J. Krzemiński - Lis

zmiennicy: Behrendt, Lewalski, Kochański, Kowalski

Jeszcze przed meczem doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z faktu, że musimy nastawić się przede wszystkim na walkę o każdy centrymetr boiska. Pierwsze minuty potwierdziły nasze oczekiwania - nikt nie zamierzał odstawiać nogi, a gwizdek sędziego zabrzmiewał w Długołęce co kilka chwil. Pierwsza połowa toczyła się jednak pod dyktando naszych rywali, którzy dość szybko udokumentowali przewagę golem. Błyskawiczny atak lewą stroną zakończył się w polu karnym Mirzoiana, gdzie największą przytomnością umysłu popisał się jeden z graczy Piasta. Golkiper gospodarzy nie miał najmniejszych szans na skuteczną interwencję w tej sytuacji, gdyż plasowane uderzenie w długi róg bramki KS-u było po prostu nie do obrony. 0:1, nie tak wyobrażaliśmy sobie przebieg rywalizacji.

Wydawało się, że utrata gola podziała na podopiecznych Krzemińskiego mobilizująco. Niestety, to Piast konstruował groźniejsze akcje, zmuszając Arsena Mirzoiana do coraz to bardziej efektownych interwencji. Nie mamy pojęcia, jak wyglądają tradycyjne ukraińskie niedzielne śniadania, ale możemy odetchnąć z ulgą, że w B-klasie nie ma kontroli antydopingowych. Nasz golkiper bronił dziś tak fenomenalnie, że nawet Pawłowi Skorupie zabrakło słów. A to, warto nadmienić, zdarza się rzadziej niż bramki krzyżaczkiem w meczach Bykowa. Mirzoian nie tylko w kapitalnym stylu wybronił świetne uderzenie głową, parując piłkę na słupek, ale również nie dał się pokonać z rzutu karnego. Podsumowując, dyspozycja Arsena była tak wysoka, że bez problemu wyłapałby zarówno większość strzałów Piasta, jak i nędzne dowcipy redaktora Lubańskiego.

Druga połowa to kompletnie inne oblicze graczy z Długołęki. Od pierwszych minut nieustannie przebywaliśmy w okolicach pola karnego rywali, raz za razem szukając swoich szans na wyrównanie. Impulsem do jeszcze bardziej zaciekłych ataków był rajd Kuby Krzemińskiego, który dopiero faulem zakończył bramkarz Piasta. Co prawda goście na długo po końcowym gwizdku protestowali przeciw takiej decyzji arbitra, jednak rzeczywistość jest dość brutalna - kiedy do jedenastki podchodzi Łukasz Sawa, wszelkie dyskusje przestają mieć sens. No, chyba że w okolicy znajduje się pewien legendarny golkiper o inicjałach W.K., ale to już zupełnie inna historia. 49. minuta, Sawa na 1:1, KS Długołęka 2000 wraca do gry.

Kwadrans później sędzia ponownie wskazał na jedenasty metr i tym razem wątpliwości nie było żadnych. Kamil Lis wykorzystał błąd obrońców Piasta, przejął piłkę i dał się sfaulować, tym samym gwarantując Sawie kolejną szansę na udowodnienie, że większość masy jego ciała stanowią po prostu stalowe nerwy. Parafrazując dość znane powiedzenie, w niedzielne popołudnie na świecie były tylko trzy pewne rzeczy - śmierć, podatki i gol Łukasza Sawy z rzutu karnego. 2:1, wydawało się, że od tego momentu to gospodarze powinni kontrolować przebieg spotkania.

Niestety, Sawa dość szybko po raz trzeci wpisał się do meczowego protokołu. Tym razem nie wynikało to jednak ze skuteczności naszej dziesiątki, a z niecodziennej walki w parterze. Dość efektownie wyglądające starcie błyskawicznie przerwał arbiter, który z boiska wyrzucił zarówno ŁS11, jak i jego równie walecznego oponenta. Od tego momentu to nasi rywale przejęli inicjatywę, my zaś skoncentrowaliśmy się na wyprowadzaniu kontrataków. W międzyczasie trener Krzemiński spuścił ze smyczy dwa pitbulle, które bynajmniej nie wyglądają jak jamnik. Lewalski i Kochański mieli wspomóc stoperów w walce o górne piłki, gwarantując nie tylko niezbędne w meczach na szczycie cechy wolicjonalne, ale również centymetry (i kilogramy).

Ostatnie minuty przebiegały w bardzo nerwowej atmosferze, bowiem zawodnicy z Nadolic stworzyli kilka niezłych sytuacji. My również byliśmy bliscy zdobycia bramki, jednak Kamil Lis postanowił zatroszczyć się o emocje, marnując wyborną okazję. Mecz finalnie kończyło zaledwie osiemnastu zawodników, gdyż z boiska wylecieli jeden z piłkarzy Piasta oraz Paweł Morawski, który może liczyć na naprawdę wysoki kontrakt, jeśli tylko KS Długołęka otworzy sekcję siatkarską. Końcowy gwizdek sędziego oznaczał jedno - mecz na szczycie, pojedynek o awans i prawdziwą futbolową wojnę znów wygraliśmy my.

Z tego miejsca chcielibyśmy podziękować naszym kibicom, których doping był dla nas niebywale ważny. Przy okazji obiecujemy, że nie spoczniemy na laurach i dzisiejsze zwycięsto będzie wyłącznie katalizatorem prawdziwych sukcesów. Przed nami jeszcze siedem meczów, a jeśli wygramy wszystkie, awans jest nasz. Od dziś nie musimy liczyć na rywali, musimy po prostu udowodnić, że A-klasa należy się nam jak nikomu innemu.

HEJ KS!

Powiązana galeria:
zamknij reklamę

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości