Festiwal strzelecki - Długołęka demoluje rywala
Mieliśmy pewne obawy przed tym meczem. Zdarzają się nam problemy z koncentracją w meczach z teoretycznie słabszymi rywalami. Kiepsko zagraliśmy zarówno z Wilczycami, jak i z Borową. Nie mogliśmy dziś skorzystać z naszych podstawowych stoperów. Widawa Grędzina urwała przed tygodniem punkty zawsze mocnej Zbytowej. Powody do zmartwień moglibyśmy wymieniać jeszcze dobrych kilka linijek, jednak dziś nie miałoby to jakiegokolwiek sensu. Zagraliśmy świetne zawody, wychodziło nam dosłownie wszystko i rozbiliśmy ligowego średniaka 12:1. Tak powinien grać lider.
wyjściowa jedenastka: Mirzoian - Morawski, Hawrylak, Kochański, Gąsowski - J. Krzemiński, M. Krzemiński, Zaborek (C), Behrendt - Kowalski, Lis
z ławki weszli: Budzowski, Kluska, Zhurba, Leib
Od samego początku meczu to my dyktowaliśmy warunki na placu gry. Grędzina nie stwarzała praktycznie żadnego zagrożenia pod naszą bramką, a Arsen Mirzoian musiał nieustannie truchtać wzdłuż pola karnego, żeby zachować właściwy poziom rozgrzania mięśni. Doszły nas słuchy, że tym samym w dzisiejszym meczu przebiegł on więcej kilometrów niż Paweł Skorupa w całym sezonie. Oczywiście, być może jest to zwykła dziennikarska kaczka i bezmyślnie powielana bzdura, ale... podobno w każdej plotce jest ziarnko prawdy. Wracając do przebiegu meczu - przez pierwszych kilkanaście minut stworzyliśmy co najmniej cztery groźne okazje, których nie udało się wykorzystać. Szczęścia brakowało przede wszystkim Kamilowi Lisowi.
Worek z bramkami rozwiązał Wiktor Behrendt. Najpierw dał się sfaulować przed polem karnym rywali, a potem... cóż, żadne słowa nie są w stanie oddać urody jego uderzenia z rzutu wolnego. Spadający liść w fenomenalnym stylu zakończył dość odważne marzenia Widawy o zachowaniu czystego konta. W tym momencie wiadomo było, że ten mecz powinien ułożyć się po naszej myśli. Kilka chwil później w podbramkowym zamieszaniu największą przytomnością umysłu wykazał się Daniel Kowalski i mieliśmy już 2:0. Jeśli jeszcze kiedykolwiek usłyszę, że - cytując klasyka - polskim chłopakom brakuje luzu, polecam obejrzeć jak w polu karnym zachowuje się ulubieniec lokalnych kibiców. Czapki z głów.
Na 3:0 podwyższył trener Miłosz Krzemiński, który bardzo pewnym uderzeniem zwieńczył świetną akcję całego zespołu. Gole zaczęły padać w zatrważającym tempie i niektórzy już wtedy zaczynali zastanawiać się, czy jest może szansa na dwucyfrówkę. Tym bardziej, że Wiktor Behrendt nie zamierzał przestać i ponownie trafił z rzutu wolnego. Kolejne doskonałe uderzenie, 4:0, efektowna cieszynka, zdjęcie koszulki i decyzja klubowych kolegów o spożytkowaniu środków z tzw. 'puszeczki'. Wiktor, postanowiliśmy zrzucić się na karnet do Rimini. Nie musisz dziękować.
Do przerwy zdobyliśmy jeszcze dwa gole - najpierw pięknym wolejem przełamał się Kamil Lis, a potem po raz pierwszy byliśmy świadkami historii. Swojego debiutanckiego gola w barwach KS-u zanotował bowiem Arsen Mirzoian, któremu klubowi koledzy zaproponowali wykonanie rzutu karnego. Nie dość, że pozornie wygląda to na ładny gest, to jeszcze zrzucili presję na bogu ducha winnego Arsena. Sprytne, skuteczne i efektowne. Do przerwy 6:0, w pierwszej połowie wychodziło nam dosłownie wszystko. Na boisku działy się rzeczy tak nierealne, że nie zdziwiłaby nas ani inwazja obcych, ani deszcz żab, ani gol Pawła Skorupy.
A'propos rzeczy sprytnych, skutecznych i efektownych, tuż po przerwie na murawie zameldowali się Wojtek Budzowski i Rafał Kluska. Wojtek błyskawicznie postanowił zwiększyć częstotliwość pojawiania się swojego nazwiska w meczowym protokole, pewnie egzekwując rzut karny, po którym na tablicy świetlnej, gdyby taka w Długołęce była, widniałoby w tym momencie 7:0. Warto wspomnieć, że jedenastkę wywalczył Rafał Kluska. Po weekendowych przygodach i wojażach nasz wahadłowy postanowił wybrać się na jeszcze jedną wycieczkę, tym razem w pole karne. A jeśli Rafał jest w polu karnym... generalnie wydaje się, że takiego grajka można zatrzymać wyłącznie faulem. Lub izbą wytrzeźwień. W międzyczasie trener Krzemiński postanowił naruszyć prawa człowieka i zaatakować Widawę duetem Sznajder & Zhurba. Jeśli wśród naszych czytelników są osoby, które nie widziały w akcji wspomnianej dwójki, proszę sobie wyobrazić tornado i tsunami w jednym miejscu o tej samej porze.
Kolejne gole były efektem dobrej gry Kamila Lisa i ponownie Wojtka Budzowskiego. Ten pierwszy dwukrotnie wykończył akcje jak na rasowego napastnika przystało, natomiast Wojtek postanowił stanąć w szranki z Wiktorem i dołączyć do wyścigu o miano autora najpiękniejszego gola weekendu. Kolejne fenomenalne uderzenie, piłka w siatce, ornitolodzy zadowoleni. Jeśli do końca rundy dalej będziemy regulować celowniki w ten sposób, jest nadzieja, że do Długołęki w końcu wrócą bociany. W tym momencie mieliśmy 10:0.
Wtedy odpalić postanowił Arsen Zhurba. Nie ukrywamy, że czekaliśmy na jego pierwsze trafienie. Blisko było już w Bykowie, kiedy to Arsen trafił w poprzeczkę. Dziś jednak wychodziło nam wszystko i nasz ulubieniec postanowił wykorzystać okazję. Najpierw z bliska pokonał bramkarza Widawy, a kilka minut później wykorzystał doskonałe dośrodkowanie Wojtka Budzowskiego z rzutu rożnego. Niestety, oba trafienia zostały przedzielone honorowym golem rywali. Piłka po kapitalnym uderzeniu z rzutu wolnego trafiła w słupek, po czym w podbramkowym zamieszaniu Grędzinie udało się pokonać Mirzoiana. Na całe szczęście, nie miało to żadnego wpływu na losy rywalizacji. 12:1 to prawdziwa deklasacja, ale tak powinien grać lider i zespół, który zamierza awansować do A-klasy.
We wtorek nasz zespół odbył jednostkę treningową w postaci treningu motorycznego. Nie mamy pojęcia, kiedy trener Patryk Bachar dostanie propozycję współpracy z jamajskimi biegaczami, ale nie mamy też wątpliwości, że tak się stanie. Kuba Kochański wygrał absolutnie wszystkie pojedynki biegowe - taki fakt w trenerskim CV to z pewnością furtka do wielkiej kariery.
Nie ma sensu wyróżniać poszczególnych zawodników, bowiem cały zespół zagrał dziś świetnie. Oby tak dalej, Panowie, dziś wykonaliśmy kolejny krok w stronę awansu!
Przy okazji bardzo dziękujemy naszym rywalom - pomimo gorszego dnia, do końca walczyli i grali z nami fajny mecz w atmosferze fair play. Taką boiskową kulturę chcielibyśmy spotykać co tydzień. Życzymy wszystkiego dobrego, głowy do góry i powodzenia w następnych ligowych bojach!
Kibicom dziękujemy za wsparcie i prosimy o wyrozumiałość, jeśli w tekst wkradł się jakiś chochlik i pomyliliśmy kolejność strzelców. Do zobaczenia za tydzień, już w następną niedzielę derby z Kamieniem! HEJ KS!
Komentarze