Pewne trzy punkty, awans na wyciągnięcie ręki

Pewne trzy punkty, awans na wyciągnięcie ręki

KS Długołęka 2000 2:0 (2:0) KS Gręboszyce
bramki: Ryło, Lubański

Mirzoian - Nawrocki, Hawrylak, Lewalski (C), Kluska - Krzemiński, Ryło, Leśnicki, Lubański - Skorupa, Bladycz

Nie ma co się oszukiwać, każde spotkanie po porażce z Borowianką miało być dla nas meczem o wszystko. Reprezentacja Polski gra takie średnio raz na cztery lata, zazwyczaj w drugim meczu grupowym, my zaś - raz w tygodniu. W niedzielne popołudnie podejmowaliśmy na własnym boisku zespół z Gręboszyc, z którym przegraliśmy w rundzie jesiennej. Sprawdzian zaliczyliśmy celująco, skutecznie się zrewanżowaliśmy, a do upragnionego awansu pozostał jeden krok do wykonania.

Wiedzieliśmy, że nie mamy innego wyjścia i musimy wyjść na boisko przygotowani na wojnę o każdy centymetr boiska. Od pierwszej minuty spotkania to my kontrolowaliśmy przebieg spotkania i błyskawicznie udokumentowaliśmy to golem. Zaczęło się od tego, że niebywale długonogi Karol Leśnicki zagrał prostopadłą piłkę, którą w stronę swojego bramkarza chciał przedłużyć obrońca rywali. Na szczęście dla nas, zrobił to na tyle niefortunnie, że Paweł Ryło uprzedził golkipera, przelobował go i zapewnił nam prowadzenie. 1:0, wymarzony początek stał się faktem.

Na drugie trafienie podopiecznych Miłosza Krzemińskiego nie musieliśmy czekać zbyt długo. Wspomniany przed momentem grający trener złamał do środka i podał do Mateusza Lubańskiego, który przyjął piłkę klatką piersiową, pozwolił jej skozłować i uderzeniem z woleja nie dał bramkarzowi jakichkolwiek szans na skuteczną interwencją. Nie wiemy jak długo w okienku mieszkał zamordowany dziś pająk, ale biorąc pod uwagę naszą skuteczność na treningach, mówi się o kilku latach. Chodzą słuchy, że świętej pajęci pająk doczekał się nawet imienia, rzekomo Kamil, podobno na cześć najbardziej humanitarnego skrzydłowego na świecie, aktualnie emigranta. 2:0, Lubański po raz kolejny strzela sobie w stopę, potwierdzając, że już nigdy nie wydostanie się ze skrzydła.

W pierwszej połowie mieliśmy jeszcze dwie niezłe sytuacje, w obu głównym prowodyrem zamieszania był Paweł Skorupa. Paweł jest jak wino - im starszy, tym lepszy, ale i tak kopie stanowczo za słabo. Z tego powodu wynik do przerwy nie uległ zmianie, a my wiedzieliśmy, że w drugiej części spotkania musimy zagrać co najmniej równie dobrze. Świetne zawody notował Kuba Lewalski - ten człowiek najprawdopodobniej czuję się doskonale na każdej pozycji. No, chyba że jest to pozycja klęcząca, ale nie zamierzamy wchodzić w kompetencje ukochanej Pana Prezesa. Śluby są przereklamowane, co sympatyczny redaktor pisze z pełną świadomością.

Druga połowa była zdecydowanie bardziej chaotyczna, co nie zmienia faktu, że dochodziliśmy do naprawdę klarownych sytuacji. Najlepszych nie wykorzystał Mateusz Bladycz - raz piłka podskoczyła mu w ostatniej chwili, za drugim razem nie udało mu się zmieścić piłki w siatce z ostrego kąta. W międzyczasie na placu gry pojawił się człowiek-zastawka, czyli Łukasz Sawa, który w trakcie piętnastu minut był w narożniku częściej niż Lennox Lewis przez całą swoją karierę. Dobre zmiany dali też Dawid Leib, Daniel Kowalski, Oskar Lobka i, przede wszystkim, Arsen Żhurba. Gość ma w sobie tyle entuzjazmu, że nawet na stypie potrafiłby ogarnąć balety do Despacito. Niesamowita energia, nieco mniej niesamowita technika, ale facet wrzucił defensorów rywali na taką karuzelę, że podobno otrzymali dożywotnie karnety do Energylandii.

Koniec końców, wygraliśmy 2:0 i jest to zwycięstwo przekonujące, pewne oraz zasłużone. Do upragnionego awansu został jeden krok i, choć Piast Dobrzeń gra w tej rundzie bardzo dobrze, a u siebie ma rewelacyjny bilans, nie widzimy innej opcji niż kolejne, ostatnie już trzy punkty. Do zobaczenia w niedzielę!

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości